Na początku podkreślę jedno: ten wpis to moje osobiste spojrzenie na szczęście. Nie warunkuję tutaj ogólnej definicji, tak abstrakcyjnej rzeczy jak szczęście, a rzucam na nią światło z mojego punktu widzenia. Każdy może widzieć ten temat inaczej, jednak chcę zdjąć zasłonę szczęścia, zza której wiele organizacji chce wmówić nam, że czegoś potrzebujemy.

To czego chcesz

Co daje szczęście? Na to pytanie można by odpowiadać przez długi czas, jednak w społeczeństwie, filmach, i reklamach widzimy dużo propozycji:

  • samochody
  • małżeństwo
  • podróże
  • miłość
  • wiara
  • prestiż

Jednak wszystkie podane przekazy zakładają, że nie jesteśmy szczęśliwi i dopiero, gdy zdobędziemy X, to to szczęście osiągniemy. A jeśli tak jest to organizacje i osoby, które nam chcą coś sprzedać będą starały się sprawić, żebyśmy wierzyli, że tak naprawdę nie jesteśmy szczęśliwi, a one/oni mogą nam dać szczęście.

Wolna wola, a szczęście

Najważniejsza informacja.

Nie możemy chcieć czegoś, o czego istnieniu nie wiemy.

Więc możemy założyć, że jeśli nie wiemy, że istnieje specjalna potrawa z tłuszczu walenia amazońskiego, którą rozkoszują się tubylcy Ameryki Południowej, to nie możemy jej chcieć. Bo po prostu nasz mózg nie jest w stanie chcieć czegoś, o czym nie wie.

Jeśli nie wiemy, że wychodzi nowy iPhone, Samsung, czy Xiaomi to nie możemy go chcieć.

Jeśli nie wiemy, że mamy jakiś brak to nie widzimy potrzeby go wypełniać.

A ludzie lubią nam wmawiać, że mamy dużo braków, żeby sprzedać nam swoje produkty. Czy jest to nowy samochód, wycieczka, poglądy polityczne czy wiara.

Podejrzewam, że tak samo jest ze szczęściem. Jeśli nie dowiemy się, że powinniśmy szukać szczęścia i czegoś nam brakuje, to będziemy inaczej podchodzić do życia. Nie wiem, w jaki sposób, bo sam wychowywałem się w środowisku z tymi wszystkimi bodźcami i wymaganiami. Nie znam osoby, która byłaby od tego wolna. Jednak takie spojrzenie na sprawę pozwala nam na „oddalenie się” od szczęścia i popatrzenie na nie z dalszej perspektywy, na spokojnie.

Reklama, a podświadomość

W reklamach możemy zobaczyć mężczyznę, który wsiada do samochodu, kupuje mleko, czy smaruje kanapkę nowym masłem orzechowym, a obok niego jest uśmiechnięta rodzina. I podświadomość podpowiada nam:

„Ten człowiek ma Golfa 3/masło orzechowe/mleko i dzięki temu jest szczęśliwy i ma szczęśliwą rodzinę, też muszę go/je kupić, żeby poczuć się lepiej.”

I oczywiście możemy sobie pomyśleć, że „nas to nie dotyczy„. Ktoś tam w to wierzy, no ale „ja to nie„. I może rzeczywiście tak jest, nie neguję. Może rzeczywiście nas to nie dotyczy. Jednak co jeśli jest inaczej?

Co jeśli wydaje nam się, że nie wierzymy przekłamanym społecznym przekazom, a tak naprawdę wgryzają się one nam głęboko w głowę? W końcu w firmach zajmujących się reklamami pracują specjaliści od marketingu i psychologowie, którzy analizują działanie reklam, ich wpływ na psychikę i zastanawiają się, jak można bardziej i lepiej wpłynąć na klienta, aby chciał określony produkt.

Miłość romantyczna, a szczęście

Przez długi czas wierzyłem, że to co jest pokazywane w filmach romantycznych jest prawdą i znalezienie drugiej połówki sprawi, że będę szczęśliwy i moje życie się po prostu ułoży. Kiedy wszystko się układało po mojej myśli, to było wspaniale, ale kiedy tak nie było, cierpiałem i zastanawiałem się dlaczego sprawy przybierają taki obrót. Chwytałem się na siłę relacji bo wydawało mi się, że bez nich będę niekompletny. Tak to rozumiem teraz, wtedy po prostu działałem i popełniałem wiele błędów.

Długo się zastanawiałem nad tym tematem i zrozumiałem, że miłość romantyczna nie da mi szczęścia. Ale najważniejsza sprawa to zrozumienie, że miłość romantyczna nie musi dawać mi szczęścia. Bo co, jeśli konkretna relacja jest jedynym aspektem, który daje mi szczęście, a druga osoba będzie chciała ją zakończyć? Wtedy będę próbował ją utrzymać za wszelką cenę i pojawią się zachowania, które głównie oparte są na emocjach. Nie jest to odpowiedni kierunek z mojej perspektywy. Swoje szczęście buduję poprzez osobiste działania, wyzwania pozwalające pokonywać swoje słabości i różnorodne relacje z ludźmi, a nie jedną relację, której przyszłości nie da się przewidzieć.

Tak, jak całego majątku nie powinno się inwestować w jeden typ zasobów, tak samo jest z rzeczami, które „dają nam szczęście”. Bo jeśli „dywersyfikujemy szczęście” pozwala nam to na uniknięcie zawalenia się wszystkiego w momencie kryzysu. Kiedy tak nie jest, to tracimy wszystko na raz, bez zapowiedzi.

Takie wnioski i spojrzenie na sprawę pozwala na spokojne, stabilne budowanie swoich „zasobów szczęścia”.

Religia, a szczęście

Analogiczny przekaz możemy znaleźć w religii katolickiej. Oczywiście jest to spojrzenie z boku, bo mnie samemu jest i zawsze było daleko do kościoła. Jednak obserwowanie rzeczywistości pozwala mi wyciągnąć pewne wnioski.

Jesteś grzeszny i tylko poprzez wiarę w Boga i odpowiednie działania możesz być szczęśliwy po śmierci i dopiero wtedy doświadczysz prawdziwego błogosławieństwa, jeśli dostąpisz zaszczytu dołączenia do Boga.

Można to ująć w zdanie: nie będziesz szczęśliwy, jeśli nie będziesz działać, tak jak my mówimy.

I można powiedzieć, że jest to dobry kierunek, bo człowiek wierząc, że bóg nagradza „bycie dobrym” powinien zachowywać się po prostu dobrze i świat powinien być lepszy. Zostawia to jednak miejsce na dodatkowe manipulacje ludzi w szeregach kościoła, a dodatkowo często widać drugą stronę mówienia „tylko to jest dobre„.

Człowiek działa w sposób „grzeszny” i się źle z tym czuje, a powiedziano mu, że powinien się z tym źle czuć, więc dołuje się jeszcze bardziej i coraz bardziej zatraca się w tym kierunku, bo przecież i tak jest grzeszny. To w długim okresie powtarzania sprawia, że człowiek bez przerwy natrafia na dysonans poznawczy (najprościej mówiąc jest to dziwne uczucie, gdy to co robimy nie zgadza się z naszymi wartościami np. kogoś okłamujemy, a wierzymy, że jest to po prostu złe) i nie wie, jak powinien się zachowywać.

Kościół oczywiście ma wtedy rozwiązanie: wróć do nas i rób to co mówimy.

Osobiście, wartości chrześcijańskie są mi bardzo bliskie i np. pomoc innym i przyczynianie się do wspólnego dobra w pewien sposób sprawia, że czuję się szczęśliwy. Jednak nie zamierzam nikomu mówić, że robiąc dokładnie to co ja, to osiągnie te same stany co ja. Nie da się tak, każdy jest inną osobą i działa w inny sposób.

Powyższe wnioski nie oznaczają, że nie ma pozytywnych aspektów kościoła i wiary, a odnoszę się jedynie do zjawiska przekazywania konkretnej wizji szczęścia, warunkowanej naszymi działaniami na rzecz czyjegoś interesu.

Więc co z tym szczęściem?

Nie ma jednego sposobu do odnalezienia swojej drogi życiowej, jednak najlepsza jaką znalazłem na ten moment, jest kwestionowanie wszystkiego co przekazuje nam społeczeństwo i wybieranie jedynie tego co sam osobiście uważam za słuszne, oraz praca nad poprawianiem swojej silnej woli. Dzięki temu ograniczam zjawisko dysonansu poznawczego oraz powoli buduję swoje stabilne spojrzenie na świat.

O autorze

Janek

Jestem Janek. Tworzę tego bloga, aby pomóc Ci podejmować trudne, ale i mądre decyzje związane z Twoim życiem. Chcę Ci pokazać, że można być zadowolonym ze swojego życia i tworzyć coś sensownego. Kliknij, żeby dowiedzieć się więcej.

Zobacz wszystkie wpisy